piątek, 30 maja 2014

Rozdział III

DEDYKACJA dla każdego kto to przeczytał. Kocham was i dziękuję. Proszę was o komentarze i im więcej komentarzy tym szybciej rozdział :)

~*~

Dziewczyna szła w wzdłuż ulicy myśląc jak będzie wyglądać spotkanie. Może będzie jak wczoraj, że usiądą sobie przy stole i będą rozmawiać to o tym to o tamtym. A może, nie przyjdzie i będzie musiała wrócić do domu. Albo może wyzna jej miłość. Nie. Przecież są tylko przyjaciółmi. Violetta wiedziała, że coś do niego czuje. Coś o wiele silniejszego od zwykłej przyjaźni. Ale czy to jest miłość? ,,Violetta uspokój się! O czym ty kobieto myślisz?! Czy zapomniałaś, że masz kochającego narzeczonego?! Inną sprawą jest... Ale już nie myśl o tym!" pomyślała. Gdy w końcu doszła do kawiarni i ujrzała siedzącego na krześle chłopaka. Po cichu podeszła do bruneta i zasłoniła mu oczy dłońmi.

- Zgadnij, kim jestem?
- Czy ty może jesteś przepiękną brązowooką brunetką, którą wczoraj spotkałem idąc na spotkanie z moimi kolegami? A! I nazywasz się Violetta Castillo - dziewczyna zarumieniła się słysząc komplementy ze strony chłopaka.
- Skąd wiedziałeś? - powiedziała, po czym pocałowała chłopaka w policzek.
- Viola ja Cię nigdy nie zapomnę. A tym bardziej nie pomylę z żadną inną osobą na tym całym świecie.
- Ale Leon...
- Nic nie mów. Chcę byś wiedziała, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Prawie jak nikt inny. I chciałbym zostać twoim przyjacielem - to słowo bardzo dużo go kosztowało. Wolałby wstawić inne, ale nie stety nie mógł. - do końca moich dni. To może nie są jakieś super ekstra wyznania, ale czuję między nami silną więź. Nie chcę tego zepsuć. Chcę być w twoim sercu i mieć cię w moim już na zawsze. Powiem tylko, że cię kocham.
Violetta już wycierała oczy chusteczką. Bardzo wzruszyły ją słowa chłopaka. Myślała dokładnie to samo, co on, ale bała się jego reakcji ta takie słowa, które można powiedzieć dziewczynie przy oświadczynach. Co prawda ich w tedy nie usłyszała, ale usłyszała je teraz. I właśnie w tej chwili były one ważniejsze, niż jakie inne słowo wypowiedziane z ust Diego. Chciała teraz już tylko jednego. Chciała być już tylko przy Leonie, przy swoim przyjacielu. Ale co to jest za uczucie? Co za uczucie pragnie być coraz bliżej chłopaka? Co to za uczucie, przez które można by było zrobić dla tej drugiej osoby wszystko? Czy to możliwe by się w nim zakochała? Ale to nie możliwe! Ona ma narzeczonego! Za niedługo będzie jego żoną! Czy ta, mimo iż krótka przyjaźń wymknęła się z pod kontroli? Może tak? A może tak po prostu ma się czuć? Nie wiedziała już nic. Coraz bardziej przybliżali się do siebie skracając odległość, która ich dzieliła. ,,To już ta chwila ten moment. Violetta teraz albo nigdy!".

~*~

Szatynka siedziała już w pustej kawiarni. Właśnie wybiła dziesiąta. Czekała już od ponad dwudziestu minut odliczając każdą sekundę, tak jakby od tego czasu zależało całe jej życie. W swojej głowie słyszała już tylko tykanie zegara ,,Tik tak! Tik tak!". Kolejna sekunda i jeszcze dwie. Może ona go nie puściła, albo ma ważne spotkanie, albo może po prostu zapomniał. Czas coraz bardziej się dłużył. Coraz wolniej płynęła sekunda za sekundą. Nagle drzwi do kawiarni się otworzyły i stanął w nich Maxi. Podszedł do dziewczyny i usiadł na przeciwko niej. Szatynka się zarumieniła i schyliła głowę. Czuła, że on pamięta, że nie jest jak inni, że będzie mogła mu zaufać. Maxi przyglądał jej się bardzo uważnie. Widział czarne kręcące się włosy, twarz, która była bez makijażu, duże okulary, a pod nimi brązowe oczy, dla, których mógłby zabić. Mimo nie atrakcyjnego wyglądu on w niej coś widział, czego nie zobaczył wcześniej nikt inny. Chłopak ręka odgarnął włosy, które spadały jej na twarz. Natalia jeszcze bardziej się zawstydziła, ale postanowiła spojrzeć mu prosto w oczy. Przez chwilę tak siedzieli wpatrzeni w siebie. Coraz bardziej się do siebie zbliżali. Już prawie. Za niedługo. Ale mimo tego, że go kochała nie mogła tego zrobić. Odsunęła się lekko od niego. On popatrzył się na nią pytająco.
- Nie możemy. Masz przecież narzeczoną.
- Ale co z tego. Podobasz mi się.
- Ja się tobie podobam?
Dziewczyna wstała z krzesła i zaczęła się powoli cofać, a on za nią
- Tak. Jest w tobie coś, czego nie widziałem u żadnej innej.
- Ale to nie zmienia faktu, że masz żonę.
- Ale skąd ona ma się o tym dowiedzieć?
Dziewczyna właśnie otwierała drzwi do schowka. Chciała się tam ukryć jednak on był szybszy i zdążył złapać za klamkę. Weszli do środka. Dotknął jej policzka i podniósł jej podbródek. Pocałował ją. Chciał tego tak bardzo jak ona. Całowali się przez dobre dziesięć minut. Pokochał ją jak ona go kochała. Postanowił, więc zakończyć swój związek z Cami i być z Natalią. On do niej nie pasuje. Różnią się pod każdym względem. Nie wie nawet, czemu z nią jest. Ale teraz czuje, że on jej nie kocha. On Kocha Nati. Chce z nią być. Chce ją mieć dla siebie na zawsze. Ma nadzieję, że ona też do niego coś czuje.

~*~

- Już może pani wyjść ze szpitala.
- Bardzo dziękuję panie doktorze.
- Proszę na siebie szczególnie uważać. Nie chcemy by pani zemdlała po raz drugi. Wie pani, że częściowo straciła pani pamięć. Jest prawdopodobne, że jakaś osoba lub zdarzenie ją pani zwróci. Miejmy nadzieję, że nastąpi to szybko.
- Doktorze, dziękuję za pomoc.
- Nie ma, za co taka jest moja praca. A teraz niech się zgłosi pani do pielęgniarki, a ona da pani wypis. I to będzie koniec formalności.
- Jeszcze raz panu dziękuję. A jeszcze jedno. Czy mógłby nam pan oddać nasze obrączki?
,,O nie! Tylko nie obrączki!" pomyślał chłopak. Teraz był pewny, że wszystko wyjdzie na jaw. Okłamał ją i teraz niestety musi to kontynuować. Zastanawiał się, dlaczego ona jest taka ciekawska. Wolałby, gdyby czasami zapominała o paru rzeczach. Na przykład gdy byli mali grali w gry planszowe i za każdym razem, gdy do nich przyjeżdżał to ona z fochem przychodziła do niego, bo pamiętała jak dwa miesiące wcześniej przegrała z nim w ,,Piotrusia”.
- Ale my nie zabieraliśmy państwu żadnych obrączek.
Francesca krzywo popatrzyła się na chłopaka, a on z automatu odpowiedział na jej spojrzenie.
- Kochanie moglibyśmy to wytłumaczyć później.
- Dobrze. Skoro tak bardzo chcesz - powiedziała z pretensją.
Udali się w stronę wyjścia. Dziewczyna pamiętała gdzie mieszka, i że ma kawiarnie, ale pamiętała jedno osobowe łóżko. Gdzie w takim razie spał jej mąż? Stanęli pod kawiarnią dziewczyny. Zabolała ją głowa. Jęknęła. Marco od razu zareagował. Wziął ją pod ranię i posadził na krześle przed budynkiem. Przypomniała sobie coś. Była sama. Jej rodzice ją opuścili. Była w ciąży. Poroniła. Nie miała nic. Tylko kawiarnie. Violettę jej przyjaciółkę. I jej narzeczonego. Spotkanie z Marco po latach. Ale kiedy to zdarzenie miało miejsce? Rok temu? Pół roku? Dwa lata? Miesiąc? Nie znała dnia i godziny. Ale to nie mogło być w najbliższym czasie, bo on był jej mężem i wracali z podróży poślubnej. Postanowiła już dłużej o tym nie myśleć i udała się razem z chłopakiem do domu.

~*~

Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba. Powiem nieskromnie, że jak dla mnie to wyszedł genialnie. Jestem wam bardzo wszystkim wdzięczna i mam nadzieję, że będzie was więcej i więcej :)

Ps. Iggy mam nadzieję, że to czytasz. Jutro mi opowiesz gdzie latałeś bo nie mogłam Cię znaleźć! Kocham Cię braciszku. A tego dekla to jutro zabiję :D Do jutra :)

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział II

DEDYKACJA dla Zosieni :* bez, której nie powstał by ten rozdział. Dziękuję. :)Pamiętasz jaką miałyśmy z tego bekę na przerwie w szkole. :D Ciekawe co się dalej stanie? :) Kocham Cię <33333333


~*~

Otworzyła oczy. Ujrzała nad sobą biały sufit. Powolutku podniosła bolącą głowę pełną pytań. Rozejrzała się. Była w jakiejś blado żółtej sali pełnej pustych zaścielonych łóżek. Jeszcze raz obejrzała się dookoła i dopiero teraz zobaczyła obok siebie pewną śpiącą osobę. Był nią chłopak. Szatyn z kręconymi włosami. Poznawała go. Ale kim on był? Czy to jest jej chłopak? A może przyjaciel czy brat? Powolutku podniosła się do pozycji siedzącej i poczuła ból głowy. Jęknęła. Zakręciło jej się w głowie. Marco usłyszał to i natychmiastowo się obudził. Skierował się do Francesci i pogłaskał ją delikatnie po włosach.
- Fran nic ci nie jest? Co się stało?
- Kręci mi się w głowie. I boli, bardzo boli.
- Już dobrze. Połóż się i nie wstawaj. Będzie lepiej.
Dziewczyna posłusznie wykonała rozkaz chłopaka. I znów poczuła to dziwne uczucie, które rozsadzało jej delikatną główkę. Chłopak delikatnie złapał ją dłoń. Nagle poczuła ulgę, jakby wszystko było dobrze. Nie interesował jej już cały świat. Liczyła się teraz tylko ona i przyjemny dotyk dłoni nieznajomego chlopaka. Nagle w jej głowie narodziły się kolejne pytania. Chciała wiedzieć jak naj więcej, więc odważyła zapytać się chłopaka.
- Kim ty jesteś?
- Jestem Marco. Nie pamiętasz mnie?
- Znam skądś twoją twarz ale nie mogę sobie nic przypomnieć.
- Aha - powiedział chłopak ze smutkiem w głosie.
- A kim dla ciebie jestem?
- Jesteś moją... - chłopak znał ją bardzo dobrze i chciał czegoś więcej, więc postanowił skoczyć na głęboką wodę. - Jesteś moją żoną.
- Dobrze. A kochasz mnie?
- Skarbie jasne, że cię kocham najmocniej na Świecie. Jesteś najwspanialszą osobą jaką poznałem i nie chcę żyć bez ciebie.
- Też cię kocham - powiedziała z pewną nutką niepewności w głosie, której chłopak nie zdążył uchwycić. - A jak ja się znalazłam w szpitalu?
- Yyyyy... - miał znów kłamać? Czy miał powiedzieć prawdę? Chciał ją mieć przy sobie, ale ona nie zasługuje na kłamstwa. - Jechaliśmy samochodem z podróży poślubnej i nagle mieliśmy wypadek. Ja wydostałem się z tego cało, ale ty straciłaś przytomność i zaraz zadzwoniłem po karetkę.
- Aha. Możesz mi kochanie powiedzieć, która godzina? Ile czasu już tutaj jestem? - kiedy powiedziała słowo ,,kochanie" poczuł w sercu ciepło, a jednocześnie podłość. Jak on tak mógł? Okłamywać swoją przyjaciółkę, która w ciągu pięciu minut została jego żoną? Czy będzie mógł tak żyć?
- Jest godzina 23.37. Jesteś tutaj od ośmiu godzin.
- Dobrze - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. 
Złapała go delikatnie swoją prawą dłonią. Nagle spostrzegła, że nie ma pierścionka zaręczynowego ani obrączki. Czy to możliwe, że jedyna osoba, której teraz mogła zaufać ją okłamała?
- Miśku...
- Ttttak? - powiedział przerażony. Wiedział, że ona zada mu kolejne pytanie.
- Powiedz mi proszę, czemu nie mam żadnego pierścionka na palcu?
- Yyyyyy... booo...?
- Bo co? - mówiła coraz bardziej zdenerwowana dziewczyna.
- Booo.. Jak mieliśmy ten wypadek to ci spadły, a i jeszcze musieli nam zrobić prześwietlenie czy nie mamy czegoś złamanego i prawdopodobnie nam ich nie oddali.
- Dobrze skarbie. A teraz pozwolisz, że się położę.
- Jasne.
- Ale zostaniesz tu ze mną?
- Tak. Nigdy cię nie opuszczę.
Dziewczyna położyła swoją dłoń na jego policzku i delikatnie musnęła swoimi wargami jego wargi. Po oderwaniu się od siebie położyła się wygodnie na łóżku nie puszczając ręki chłopaka. Marco znów czuł jak bolesne jest kłamstwo. Widzi jak cierpi. Czy uda mu się tak długo kłamać. A może prawda go uprzedzi i straci Francescę na zawsze. Nie chciał tego. Ale już zaczął grać w tą niebezpieczną grę i nie wiedział jak ona się skończy.

~*~

Obudziła się jak zawsze w pogodnym nastroju. Ciągle zadawała sobie pytanie co ją czeka tego dnia? Może w końcu ją zauważy? Albo chociaż z nią porozmawia nawet służbowo. Zakochała się w nim, ale on jej nie dostrzegał. W końcu, który prezes rozmawiał by ze zwykłą kelnerką z firmowej kawiarni? Zaczęła się, więc przygotowywać do wyjścia do pracy. Jak zawsze ubrała się w czarną krótką spódniczkę i elegancką białą koszulę. Miała parę dobrych koleżanek z pracy, które ją wspierały pod każdym względem. Mogła na nie zawsze liczyć. Ale miała także i wrogów. Jednym z nich była Camilla Torres. Nie wiadomo z jakich powodów ona nie znosiła szatynki. Kiedyś były przyjaciółkami, ale przez jeden głupi błąd znienawidziły się. Postanowiła, więc dzisiaj nie myśleć o niej tylko o kolejnym wspaniałym dniu w pracy spędzony z jej koleżankami. Jedną z nich była Ludmiła Ferro. Miła i przyjacielska blondynka zawsze potrafiła wesprzeć szatynkę w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Łączyło je coś jeszcze. Ludmile bardzo podobał się pewien chłopak, który nie zwracał na nią jakiejkolwiek uwagi. Był nim Fderico Pasquarelli. Oby dwie wiedziały, że nie mają co liczyć na ich miłość jednak były pewne, że kiedyś ona nadejdzie. W taki czy inny sposób każdy poczuje miłości. Szła, a raczej biegła do pracy. Jej kruczoczarne kręcone włosy muskał delikatny ciepły wiatr. Zdążyła jeszcze przed ósmą stawić się w pracy. Weszła do windy i stanęła obok niego. Odruchowo schyliła głowę ze wstydu i nie odezwała się ani słowem. Niezręczną ciszę przerwał chłopak.
- Jesteś tu nową pracownicą?
- Co? Nie pracuję tu od trzech lat.
- Naprawdę? Nigdy cię nie zauważyłem. Na jakim dziale pracujesz?
- Nie pracuję na dziale. Pracuję w kawiarence.
- Aha. No to dzisiaj przygotuj dla mnie jedną kawę na dziesiątą. Pogadamy sobie chwilkę.
- Dobrze. Przygotuję się.
- Nie zapomnij. Będę punktualnie.
- Dobrze panie prezesie.
- Możesz mówić do mnie po imieniu. Maxi - powiedział do dziewczyny i przyjacielsko się uśmiechnął. On odwzajemniła jego uśmiech.
- Ok. Dobrze Maxi.
- A ty jak masz na imię?
- Jestem Natalia.
- No to do zobaczenia o dziesiątej.
- Do zobaczenia.
Nagle do windy wparowała Camilla. Przytuliła się do Maxiego i namiętnie pocałowała go w usta.
- Witaj skarbie - powiedziała czule.
- Hej słońce. Idziemy do biura?
- Jasne chodź.
I wyszli z windy. Natalia wiedziała, że ta kawa o dziesiątej to nic innego jak rozmowa z nieznajomym. Jego narzeczona Camilla za bardzo go pilnowała, by mógł ją zdradzić, więc postanowiła się trzymać z daleka.

~*~


Obudziła się dzisiaj we wspaniałym nastroju. To dziś. Kolejny dzień, w którym będzie mogła zapomnieć o wszystkich problemach i smutkach. Postanowiła rozmyślić genialny plan, który powinien się udać. Dzięki niemu dowie się czy to wszystko to prawda czy kłamstwo. Jednak czuła, że może mieć nieprzyjemne skutki. Ale jak to się mówi ,,Raz kozie śmierć". Poszła, więc do łazienki się wykąpać i umalować. Gdy wyszła z pod prysznica udała się do garderoby, by wybrać odpowiedni strój na dzisiejszą podwójną okazję. Zeszła po schodach do salonu i już zaczął z nią rozmawiać.

- I jak się spało samej w sypialni? - powiedział ironicznie.
- Wiesz co? Tak, było dużo miejsca i miałam całą kołdrę dla siebie, ale było mi tak strasznie zimno bez ciebie - powiedziała, po czym pocałowała swojego narzeczonego w policzek. 
- Już ci widzę przeszedł wczorajszy foch?
- Tak. Nie wiem co się wczoraj stało? Przepraszam. Nie chciałam by było ci smutno.
- Nic się nie stało skarbie. Każdemu czasem odbija. Ale chyba możesz mi teraz powiedzieć na co się wczoraj wkurzyłaś?
- Diego nie ważne.
- No ale proszę - mówił coraz bardziej przybliżając się do niej.
- Nie ważne. Już jest ok, więc proszę przestań.
- No powiedz. Mi nie powiesz? Swojemu przyszłemu mężowi? No proszę cię - teraz już stał przy niej szepcąc jej do ucha.
- Nie ważne. Poza tym śpieszę się. Umówiłam się z Fran. Nie chcę się spóźnić.
- Już chcesz wychodzić? Jest przecież wpół do dziesiątej.
- Umówiłam się na dziesiątą. A kotku, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Dla mojej kruszynki wszystko.
- Przyjedziesz po mnie.
- Powiedz kiedy i gdzie to przyjadę.
- Jeszcze nie wiem. Zadzwonię i wszystko ci powiem. A teraz muszę już iść. Pa! Tylko nie zdemoluj domu - powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
- Ja nigdy. 
Wyszła z domu. Źle jej było, że go okłamała, ale zasłużył sobie, a poza tym pewnie by się wkurzył gdyby się dowiedział, że idzie się spotkać z Leònem. Pewnie jakby powiedziała ,,Skarbie idę na spotkanie z Leònem. Wiesz tym, który mnie wczoraj krył gdy przyłapałam cię z Ludmiłą" na pewno by zrozumiał. Jeszcze pewnie będzie miał jakieś wymówki. Jak jej plam się uda to już nigdy jej ni skrzywdzi i nie zrani.


~*~

Podoba Wam się? Mi tak sobie ale to Wy w końcu go oceniacie. Ja tylko się dzielę z Wami pasją do pisania. Teraz jest tak szybko, bo chcę Wam wynagrodzić te dwa tygodnie przerwy. Następny powinien się pojawić pod koniec przyszłego tygodnia. Kocham Was wszystkich, ale najbardziej uwielbiam moje dwie dziewczyny. Zosienię :* i Kasię Verdas. Uwielbiam Was i nie zamieniłabym Was na nic <33333333 Jeszcze raz wszystkim dziękuję i Kocham Was <333333333333

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział I

DEDYKACJA dla mojej kochanej Kasi Verdas <33333333 Kocham Cię siostrzyczko <33333333333

~*~

Chłopak zaprowadził dziewczynę do kawiarni. Podszedł do kelnerki i poprosił ją o jakiś stolik. Zaproponowała im usiąść na świeżym powietrzu. Zgodzili się, ponieważ nie chcieli tracić dnia przy takiej pięknej pogodzie. Usadowili się pod parasolką przed kawiarnią. Zamówili napoje i zaczęli rozmawiać.
- Zapomniałem się przedstawić. Jestem León Verdas - powiedział po czym przyjacielsko się uśmiechnął.
- Jestem Violetta Castillo - ,,Ale już nie długo” pomyślała i odwzajemniła uśmiech chłopaka.
- Co robiłaś w parku?
- Jest taki piękny dzień to pomyślałam, że nie będę go marnować. A ty?
- Ja byłem w drodze na spotkanie z kumplami ale wpadłem na ciebie to pomyślałem, że oni poczekają, a ty nie.
Dziewczyna lekko się zarumieniła. Chłopak lekko się uśmiechnął, bo poczuł, że sprawiło jej to przyjemność. Spodobała mu się już kiedy na nią wpadł, czyli niecałe piętnaście minut temu. Po paru chwilach Violetta lekko odgarnęła swoje włosy za ucho i spojrzała na pewną parę siedzącą na ławce po drugiej stronie ulicy. Wydawało jej się, że zna te osoby. Oni zaczęli się obściskiwać i całować. Dziewczyna pomyślała ,,Może wykrzyknę ich imiona. Jak się odwrócą to oni, a jak nie to będę mogła spać spokojnie, ale Leòn musi mi pomóc.". Violetta stuknęła chłopaka lekko w ramię, gdyż on też zaczął patrzeć w ten sam punkt co ona.
- Tak?
- Czy mogłabym cię o coś poprosić?
- Oczywiście. Nie krępuj się.
- Czy mógłbyś mnie kryć?
- Kryć przed czym?
- Krzyknę coś i zasłonisz mnie, ok?
- Dobrze. Skoro sądzisz, że jestem idealną osobą, która się do tego jakże bardzo skomplikowanego zadania nadaje zgadzam się.
Violetta zachichotała. ,,Właśnie o to chodziło" pomyślał chłopak i usiadł zaraz przed dziewczyną. Ona odczekała parę sekund i nagle krzyknęła
- Diego! Ludmiła!
Para oderwała się od siebie rozglądając się dookoła. Szatyn siedzący po drugiej stronie ulicy wziął blondynkę za rękę i odeszli w głąb parku. Violetta czuła się jakby zawalił się jej cały świat. Może dlatego, że tak było. Oparła swoje łokcie o stolik i schowała twarz w dłoniach. Leòn słysząc płacz dziewczyny odwrócił się i przytulił do swojej piersi. Nie za bardzo rozumiał całą tą sytuację i kim byli ci ludzie skoro ona się aż popłakała. Postanowił zapytać się o to Violetty.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? Kim oni byli?
- Co się stało?! Ty się jeszcze pytasz?! To była moja przyjaciółka, była przyjaciółka i... i... mój narzeczony! - dziewczyna wybuchła płaczem mocząc całą koszulę chłopaka. - On mnie zdradził Leòn! Jak on tak mógł?! Za dwa tygodnie miał być ślub! Nie wiem co sobie myślałam. Miłość nie istnieje. To tylko wytłumaczenie by kogoś zranić! - mówiła przez łzy.
Nagle wściekła wstała, wzięła swoją torebkę i pobiegła przed siebie. Sama nie wiedziała gdzie biegnie. Chciała tylko by już ten koszmar się skończył. Nagle jakaś silna ręka pociągnęła ją w przeciwną stronę.
- Co ty robisz?! Chciałaś się zabić?!
Spojrzała przed siebie i ujrzała ruchliwą ulicę pełną samochodów. Później dopiero odważyła się spojrzeć w twarz wybawcy. Był nim Leòn. Pobiegł za nią, nie chciał by coś jej się stało.
- Tak! Nic już nie ma sensu! Lepiej będzie jak ze sobą skończę! Wszystkim będzie lżej!
- Nie mów tak. Na sto procent jest ktoś komu na tobie zależy.
- Kto?! Powiedz kto?!
,,Nie mogę powiedzieć, że mi zależy. Odstraszę ją." pomyślał.
- Masz przecież przyjaciółki rodzinę.
- Tak jedną przyjaciółkę! Drugą właśnie straciłam! I nikogo więcej! Moja rodzina nie, żyje! Pozostała mi ciotka, która mieszka na jakimś zadupiu nie wiadomo gdzie! Tutaj jestem sama! On był moją podporą! On był dla mnie bardzo ważny rozumiesz! On był wszystkim! Właśnie tylko, że był - ostatnie zdanie powiedziała o dziwo spokojnie.
- Tak rozumiem. Ale już się uspokój. Jestem tu i nic się już nie stanie.
Po tych słowach przytulił ją do siebie, a ona to odwzajemniła. Poczuła, że on jest kimś więcej niż tylko znajomym, kolegą czy jakimś tam napotkanym facetem. Był jej przyjacielem. Właśnie w tej chwili poczuła, że przy nim znikają wszystkie lęki, problemy, obawy zostaje tylko szczęście i ciepło, którego nigdy nie czuła. Podobał się jej, ale przecież ona ma narzeczonego, albo miała narzeczonego, którego pomimo zdrady kocha. Miała nadzieję, że wszystko się wyjaśni., a na razie niech pozostanie z Leònem przyjaciółmi. Może to tylko nieporozumienie z Diego. Na pewno wszystko będzie dobrze.
- Dobrze to teraz cię odprowadzę do domu, byś nie popełniła więcej głupstw, ok?
- Ok, ok. - powiedziała już z uśmiechem na twarzy.


   ~*~

Czemu życie jest takie okrutne? Czemu rani za każdym razem gdy jesteś słaby? Czemu gdy masz problemy coś cię musi dobić? Może taki jest twój cel w życiu, że masz być pomiatany i wyśmiewany. Albo po prostu to ma ci pokazać, że nie jesteś nic wart. Czujesz się wtedy jak odludek społeczności, jak śmieć, jak cień człowieka. Czujesz, że nie jesteś nikomu potrzebny. Jesteś nikim. Tak właśnie czuła się Włoszka. Nie miała przyjaciół. Nie, miała jedną przyjaciółkę Violettę. Tylko ona była przy niej gdy była smutna co zdarzało się dosyć często. Nikt jej nie szanował i nie rozumiał tak jak ona. To ona jako jedyna pomagała jej jak było jej smutno. To ona ją broniła i wspierała w trudnych chwilach. Nic się dla niej nie liczyło oprócz jej przyjaciółki. Rodzina ją opuściła, gdy się okazało, że w wieku siedemnastu lat zaszła w ciąże. Po trzech miesiącach poroniła. Chłopak i jednocześnie ojciec jej dziecka wyjechał do Nowego Yorku. Została całkiem sama. Kiedy w wieku dziewiętnastu lat zaczęła pracować w kawiarni, którą zostawili jej rodzice tak jak Włoszkę poznała właśnie Violettę, która jako jedyna zaoferowała jej pomoc w kawiarni, a potem i w sprawach codziennych. Jednak jej przyjaciółka postanowiła pójść na studia i tam właśnie poznała miłość swojego życia. Po dwóch latach on postanowił się oświadczyć. Włoszka była i szczęśliwa i zazdrosna z jej szczęścia. Nie mogła uwierzyć, że ona ma takie szczęście, o którym ona może tylko pomarzyć. Włoszka jak zwykle wracała o szesnastej do domu ze swojej kawiarni. Myślała jakie nieprzyjemne rzeczy ją jeszcze dzisiaj czekają. Może wyśmianie przez znajomych z dawnej szkoły. Może dręczenie jej przez napotkanych przechodniów. Jednak tego dnia jej życie miało stanąć do góry nogami. Szła powoli przez park starając się nie interesować otaczającymi ją ludźmi. Jednak nie potrafiła. Cały czas się obawiała, że nagle ktoś zacznie wytykać ją palcami i śmiać się z niej. Nie patrząc przed siebie zaczęła biec bez żadnego celu czy miejsca. Nagle poczuła jak traci grunt pod nogami. Upada bezwładnie na z brudną i zimną ziemię. Podniosła głowę do góry i zobaczyła nad sobą przystojnego szatyna o kręconych włosach. On ukucnął przed nią i wyciągnął ku niej rękę. Ona ją zignorowała i wstała o własnych siłach. Chłopakowi było bardzo przykro z tego powodu, że dziewczyna nie chce przyjąć od niego pomocy. Postanowił, więc z nią porozmawiać. Bardzo mu się spodobała owa piękna dziewczyna. Najbardziej go zastanawiało dlaczego biegła. Przed czym uciekała. W końcu się odważył i sam rozpoczął rozmowę.
- Cześć! Czy mogę ci jakoś pomóc? Potrzebujesz czegoś?
- Nie nic nie potrzebuję. Nie musisz się nade mną litować.
- Ale ja się wcale nie lituję. Po prostu chcę ci pomóc. 
- Wystarczająco mi pomożesz jak zostawisz mnie samą i pójdziesz już do swoich kumpli. Ja będę zadowolona i ty, bo nie będziesz musiał ze mną tu zostawać.
- Ale ja tu nikogo nie znam. Wczoraj przyleciałem tu z Meksyku. Rodzice mi powiedzieli, że jest tutaj opuszczona kawiarnia ich znajomych. Dostałem od nich pieniądze na remont i zakup wszystkich potrzebnych sprzętów. Sam jeszcze nie wiem gzie to jest. Podali mi tylko adres. Proszę zobacz, może ty wiesz gdzie to jest. 
Dziewczyna popatrzyła na kartkę. Był na niej napisany adres jej kawiarni. Zdziwiło ją to, ale... Ale może tymi znajomymi byli właśnie jej rodzice. Przypomnieli sobie o kawiarni. A o niej jak zawsze zapomnieli. 
- Dobrze ale ja mam tam kawiarnię. Może to błędny adres.
- Nie to na pewno ten adres. Pamiętam jak z rodzicami tu przyjeżdżaliśmy do ich znajomych. 
- A możesz mi podać ich nazwisko?
- Jasne. Ono brzmi Resto.
,,Co?! Resto?! Ale przecież ja mam tak na nazwisko. To nie możliwe. Chyba, że... Muszę się go o to zapytać." pomyślała zaskoczona Włoszka. 
- A może pamiętasz jak mieli na imię, albo czy mięli jakąś rodzinę? 
- Tak, pamiętam. To był Fernando i Luicia. Mają jeszcze syna Lucę i kiedyś jak u nich byłem to bawiłem się z ich córką. Nawet mi się podobała. Jednak jej z nimi nie ma w Meksyku. Ciekawe jak teraz wygląda? Na pewno jest śliczna - dziewczyna lekko się uśmiechnęła, a chłopak kontynuował dalej. - Podobno ona postanowiła wyjechać ze swoim chłopakiem. Zaraz tylko jak ona miała na imię? Może... Nie. Albo... To też nie. A może...
- Francesca? - weszła mu w słowo dziewczyna.
- Tak Francesca! Skąd wiedziałaś?
- To ja Marco! Nie poznajesz mnie?
- Fran? To naprawdę ty?
- Tak! To ja!
- Tyle lat! - powiedział po czym przytulił ją mocno do siebie.
Ona odwzajemniła jego uścisk. Chciała go, tak samo jak on ją, trzymać w tym uścisku już do końca życia. Jednak nie mogła. Poczuła jednocześnie ulgę i kolejną ranę w sercu. Jak oni tak mogli?! Kłamać im, że wyjechała z jej byłym chłopakiem. Czuła narastającą złość w jej żyłach. Nie wytrzymała. Upadła bezwładna na ziemię. Marco pierwsze co zrobił wyciągnął z kieszeni telefon i jak najszybciej mógł zadzwonił po pogotowie. Przyjechali bardzo szybko i już po siedmiu minutach znaleźli się w szpitalu.

~*~

- Już jesteśmy. To tutaj - powiedziała Violetta wciąż wtulona w Leòna.
- Dobrze. To chyba powinienem już pójść. Jeszcze on będzie na mnie zły.
- No niestety to nie ja go zdradziłam, ale cóż. Ma problem i tyle.
- Ok. To w tedy do zobaczenia.
- Co?! Chciałeś chyba powiedzieć do jutra. 
- Dobrze. Do jutra. Może być w tej kawiarni co dzisiaj o... Może o dziesiątej?
- Zgadzam się. Dziesiąta godzina to doskonały czas na spożywanie zbożowych ciasteczek popijając je ciepłą i pyszną kawą z mlekiem - powiedziała Violetta takim głosem jak gdyby była jeszcze małą dziewczynką i bawiła się w panią dworu.
- Dobrze. Czyli jutro w kawiarni o dziesiątej? - powiedział chłopak przez śmiech.
- Tak o dziesiątej. Tylko nie zapomnij.
- O tobie? Nigdy - powiedział po czym pocałował dziewczynę w policzek i poszedł w stronę swojego domu.
Violetta uśmiechnęła się i pomachała chłopakowi na pożegnanie. Polubiła go i to nawet bardzo. Cieszyła się na jutrzejsze spotkanie z Leònem. Czuła, że teraz to jemu może zaufać i, że na niego może liczyć. Mimo, że znała go parę godzin czuła, że jutrzejsze spotkanie to nie jest ostatnie. Właśnie weszła do domu i od wejścia przywitał ją jej narzeczony.
- Cześć kochanie. Jak ci minął spacer?
- Bardzo dobrze. Widziałam dzisiaj bardzo ciekawą scenkę w parku, ale pewnie ty też ją widziałeś - powiedziała dość zdenerwowana dziewczyna.
- Ale o czym ty mówisz?
- A z resztą nie ważne.
- Ale ja chcę wiedzieć czemu jesteś zła.
-Wiesz co Diego nie będę dłużej prowadziła z tobą konwersacji, ponieważ nie stoisz w brodziku moich potrzeb intelektualnych, a to koliduje z moją wysublimowaną erudycją.
- Co?!
- Nie chcę z tobą gadać, ok?
- Dobra, dobra. Czyli masz teraz okres?
- Co?!
- No to!
- Ach tak! Wiesz co?
- Co?!
- Chyba będę dzisiaj sama spać. W sypialni!
- A ja!
- Zastanów się! Co ci zostało?! Kanapa i gościnny! Ups! W gościnnym nie ma mebli!
- Dobrze!
- Dobrze!
Dziewczyna warknęła i przewróciła swymi brązowymi oczami. Udała się do swojej sypialni. Szybko położyła się na łóżko. Zaczęła płakać. Nie mogła przestać. Nagle przypomniały jej się słowa Leòna: ,,Tak rozumiem. Ale już się uspokój. Jestem tu i nic się już nie stanie.". Sama się do siebie uśmiechnęła. Przestała, więc myśleć o Diego, a zaczęła myśleć o Leònie. Położyła się wygodnie na łóżku i odwróciła się w stronę okna i zaczęła myśleć o jutrzejszym dniu spędzonym z jej przyjacielem.

~*~

OMG!!! Nie wierzę, że tak długo musieliście na to czekać. Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Mogę tak długo. Chcę wam to jakoś wynagrodzić. Powiedzcie jak to ja postaram się to zrobić.
Bardzo podoba mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że wam też. Dużo w nim różnych emocji. Powiem wam jedno KOCHAM WAS <3333333333 Jesteście super. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Teraz was proszę tylko o pięć komentarzy pod tym postem.
Jeszcze raz KOCHAM WAS i DZIĘKUJĘ <333333333